Specy
Student Akademii
Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:07, 12 Sie 2008 Temat postu: Itami bo-n motte koigokoro.Prolog. [Opowiadanie o Deidarze] |
|
|
Jestem do niczego T_T staram sie i staram, chce coraz lepiej pisać, a mam wrażenie, że mi to nic a nic nie wychodzi :( To chyba będzie ostatnie co napisałam, bo jaki jest sens pisać bez sensu :(
Jest to opowiadanie o Deidarze. Od czasów, kiedy był małym dzieckiem do momentu,aż zginął.
MUZYKA: nataliia012.wrzuta.pl/audio/g7WzYbLYWH/rihanna-unfaithful
--------------------------------------------------------
Był to piękny słoneczny dzień. Czerwona kula słońca wznosiła się wolno niczym żółw na sklepienie niebieskie. Gdzieś w oddali słychać wycie koguta, otwieranie sklepów i coraz to donośniejsze głosy dzieci zmierzających do Akademii Ninja . Pewien niebieskooki blondyn właśnie wstał z łóżka. Poruszył śmiesznie nosem i czując zapach dochodzący z kuchni, aż zachłysnął się powietrzem. Mama robi śniadanie! – pomyślał. Podszedł do krzesła znajdującego się w prawym rogu pokoju i zaczął się ubierać w swój nowy strój shinobi, przygotowany dzień wcześniej przez troskliwą rodzicielkę. Kiedy w końcu zszedł na dół Ayane – jego matka, przywitała syna z radosnym uśmiechem na twarzy i talerzem napełnionym po brzegi gorącą zupą mleczną.
- Kochanie. Nie karm go ciągle mlekiem. Na dłuższą metę to nie zdrowe. – Do kuchni wszedł ojciec Deidary i zmierzył chłopaka chłodnym wzrokiem.
Blondyn szybko schował ręce pod stół i spuścił smutno oczy.
- Riko, to twój syn! – szepnęła przerażona kobieta.
Wtem twarz mężczyzny przyjęła przyjazny wyraz, a on sam podszedł do syna i położył na blacie stołu, dwie czarne, skórzane rękawiczki.
- Z okazji pierwszego dnia Akademii. – powiedział całując chłopca w głowę i wychodząc z pomieszczenia.
Dopiero, kiedy Riko znikł za drzwiami, Deidara podniósł wzrok i zaczął oglądać prezent. Rękawiczki nie były zwyczajne, miały ochraniacze na górnej części nadgarstka - zaraz pod palcami. Z drugiej strony miały utwardzacze, aby podczas upadku chłopak nie obtarł sobie rąk. Najbardziej jednak blondynowi podobały się ucięte do połowy palce. Kiedy włożył prezent na ręce, to połowę nich miał zakrytych a połowę odsłoniętych!
- Mamusiu! Będą mi pasować do stroju, który mi kupiłaś! – zawołał uradowany maluch.
- Tak… - odrzekła kobieta w zastanowieniu. – pamiętaj, aby nigdy ich nie ściągać w szkole.
- A dlaczego? – spytał zdziwiony radą matki Deidara.
- Bo… bo może ci się coś stać … - odrzekła po chwili zastanowienia.
Blondyn nadal patrzył na swoją mamę najwidoczniej nic nie rozumiejąc. – To oznaka prawdziwego Ninja. – dodała po chwili.
- Rozumiem! – krzyknął uradowany chłopiec i zasalutował mamie mówiąc. – Będzie jak karzesz.
Wziął do buzi ostatnia łyżkę zapełnianą mlekiem, sięgnął po plecak z książkami i śniadaniem, przewieszony przez krzesło i krzycząc – Itikimasu – wybiegł z domu.
Na cała tę sytuacje, surowym wzrokiem patrzył Riko – ojciec chłopca. Miał dosyć tej krępującej sytuacji, nie kochał swojego syna – ba nie traktował go nawet jak syna, choć znał go od urodzenia. Jedyną osobą mieszkająca pod jego dachem, którą szanował i z którą chciał spędzić całe życie była Ayane – jego żona. Poznał ją, kiedy miała szesnaście lat. Była w ciąży, a mężczyzna, który był ojcem malucha nie poczuwał się do obowiązków. Riko zakochał się w dziewczynie bez pamięci. Wziął ją pod swój dach i ożenił się. Miał nadzieję, że z czasem pokocha dziecko, które nosiła w sobie kobieta jego życia – jednak tak nie było. Nie potrafił znieść myśli, że osoba którą kocha dzieli miłość między nim, a dzieckiem jakiegoś nieodpowiedzialnego faceta. Starał się i robił wszystko, aby zaakceptować dzieciaka, lecz nie potrafił. Czuł do niego obrzydzenie, szczególnie kiedy jego oczom ukazywały się dłonie chłopaka. Kupił mu rękawiczki – nie z dobroci serca, ale dlatego, że już nigdy więcej nie miał ochoty widzieć tych rąk. Długie, lekko czerwone języki, wystające z dłoni dziecka przyprawiały go o dreszcze i odruch wymiotny. Nie chciał oczywiście również, aby dzieci w szkole zaczęły rozmawiać o tym, jakie to rodzina Asuma ma geny – tego by nie zniósł.
Siedział na twardej, sztywnej i zupełnie nie wygodnej ławce. Wpatrywał się tępo w gazetę nie zdając sobie sprawy z tego, iż trzyma ją na odwrót. Rozmyślał. Przed oczyma cały czas widział wysoką blondynkę, o niebieskich niczym ocean oczach. Czy był złym człowiekiem? Czy był egoistą? Czy nie potrafił kochać? Nie. Był mężczyzną ślepo zakochanym. Być może w miłości jaką darzył Ayane, znalazła się szczypta egoizmu, jednak nie miał na to większego wpływu. Kiedy poznał tę drobną blondynkę była zagubiona. Nie wiedział, że jest w ciąży. Zaprzyjaźnił się z nią. Zaczął rozmawiać. Zakochał się. Pewnego wieczora, kiedy spacerowali jedną z alej, uklęknął i poprosił ją o rękę. Do teraz pamiętał przerażony wyraz twarzy kobiety. Wyglądała jakby pragnęła się zgodzić, a jednocześnie uciec. Blada, spuściła głowę i poprosiła go cichym, słabym głosem, aby wstał. Kiedy to uczynił, powiedziała mu prawdę. Riko miał wrażenie, że świat zaczął wirować, wszystko było dziwne, nierealistyczne. Chciał krzyczeć, chciał usłyszeć, że to nieprawda. Chciał powiedzieć, że to koniec, ze nie mogą się już spotykać. Lecz, kiedy spojrzał w jej niebieskie oczy przepełnione bólem, przeprosinami i miłością, ujął jej twarz w dłonie, złożył gorący pocałunek na ustach i szepcząc jej do ucha – Poradzimy sobie – objął ją i ruszył w kierunku domu jej rodziców.
Postanowił, że rodzicom Ayane powie, iż dziewczyna jest z nim w ciąży. Kochał ją i nie chciał, żeby miała nie przyjemności w wiosce. Od wieków wiadomo było, że kobieta która zachodzi w ciążę i nie ma męża przy boku jest potępiana przez całą osadę. Młoda jeszcze wtedy dziewczyna zgodziła się od razu. Wkrótce wzięli ślub, i kupili dom. Nie minęło sześć miesięcy, a światło dzienne ujrzało małe dziecko. Riko był przy porodzie i właśnie wtedy poczuł pierwszy raz obrzydzenie do dzieciaka. Na widok małych, ledwo widocznych języków wyrastających z rąk, nóg i brzucha chłopczyka, musiał się bardzo mocno zaprzeć w sobie, aby nie pokazać jak wielką niechęć czuje do niego. Później było już z górki. Bolało go to, że Ayane spędzała więcej czasu z synem niż z nim. Był zazdrosny i coraz to częściej ukazywał swoją niechęć do dziecka, nazywając go potworem. Z wiekiem jednak zaczął tolerować chłopca, i choć dziwna przypadłość, nadal wywoływała u niego dreszcze to już o wiele łagodniej na nią reagował, niż we wcześniejszych latach.
Poczuł jak czyjeś ręce obejmują jego szyję. Podniósł głowę i zobaczył nad sobą roześmianą Ayane. Długie, proste blond włosy rozsypały się we wszystkie strony, niebieskie oczy zaświeciły radośnie, a na twarzy pojawił się figlarny uśmiech, ukazujący dwa słodkie dołeczki.
- Kocham cię. – szepnęła mu do ucha.
Odpowiedział się jej gorącym pocałunkiem.
***
Szedł przed siebie nucąc pod nosem i obserwując otaczające go skały . Długie blond włosy, spięte przed wyjściem z domu w kucyk, rozpuścił pozwalając im luźno opaść na ramiona. Nie lubił mieć spiętych włosów. Czuł wtedy, że nie jest sobą, a kimś poważnym i dystyngowanym – a taki nie był. Uśmiech na twarzy nigdy go nie opuszczał, był bardzo podobny do matki. Nieco dziewczęca twarz nadawała mu słodki wyraz, a ciągła paplanina dodawała tylko uroku. Nie wiedział jak będzie w Akademii, ale nie przejmował się tym. Z domu wyniósł beztroskę, co nie koniecznie było dla niego dobre.
Przed oczyma ujrzał olbrzymi budynek wykonany z kamienia. Nie widział go pierwszy raz, gdyż często przechodził koło niego z mamą, kiedy szli na poranne zakupy. Jednak mimo tego i tak zrobił na wielkie wrażenie. Przekroczył metalową bramę i, aż zachłysną się powietrzem na widok tak ogromnej ilości zieleni. Jako, że należał do Kraju Skał, to w osadzie dominował kolor szary. Tu jednak wszystko było zielone. Pełno było drzew, krzewów i różnorodnego koloru kwiecia. Wszystko to zdobiło skały. Winorośle i inne rośliny, oplatały mury szkoły, a na ławkach umieszczonych w poszczególnych miejscach, siedziały w różnym wieku dzieci.
Deidara przełknął ślinę i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nikogo tu nie zna. Nie miał żadnych koleżanek, czy kolegów. Z domu wychodził tylko z rodzicami. Był do teraz pewien, że każde dziecko tak miało, a to co właśnie zobaczył totalnie zbiło go z tropu. Uśmiech z twarzy znikł. Oczy posmutniały, a na twarzy zaczął pojawiać się coraz to większy strach. Wszystko widział jak w zwolnionym tempie. Dwójkę dziewczyn kłócących się o coś przy wejściu. Chłopca rzucającego czymś metalowym w pień drzewa. Zaczął się wycofywać. Obrócił się w celu ucieczki, kiedy na kogoś wpadł. Była to dziewczynka i chłopiec.
Mogli być w jego wieku. Oni również wyglądali na przestraszonych i zagubionych.
- Cześć. – powiedział niepewnie blondyn przypatrując się dwójce dzieci.
Najpierw spojrzał na dziewczynkę. Była o głowę niższa od niego. Jej twarz okalały długie rude włosy. Miała przestraszony wyraz twarzy, jednak zielone oczy tak bardzo kontrastujące z kolorem włosów, przeszywały go na wszystkie możliwe sposoby. Później przeniósł wzrok na chłopca. Był jego wzrostu. Wyglądał na pewnego siebie i najwyraźniej nie przejmował się niczym poza samym sobą. Czarna grzywka opadała mu na czoło, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy Deidara pomachał mu ręka na powitanie.
Ostatnio zmieniony przez Specy dnia Śro 9:14, 13 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|